O czym jest poniższy tekst:
Źródło eseju: Zobacz poniżej
Mniej więcej od 30 lat w pracach antropologów pojawiają się przełomowe wręcz rekonceptualizacje1. Według nich w ciągu tysięcy lat ludzie dokonali samoudomowienia w podobnym sensie, w jakim udomawiali psy i inne zwierzęta towarzyszące człowiekowi. W przypadku psów, wiemy, że hodowcy celowo dążą do utrwalenia takich cech jak agresja, jej brak czy uruchamianie instynktów opiekuńczych.
Oswojenie to zmniejszanie i wygaszanie lęku przed człowiekiem u zwierząt żyjących w stanie dzikim. Dotyczy pojedynczych osobników i nie powoduje zmian genetycznych ani istotnych zmian fizjologicznych.
Udomowienie to całokształt procesów przekształcania cech zwierząt dzikich, skutkujących trwałymi zmianami morfologii i zachowania, które są dziedziczone genetycznie. Poprzez udomowienie człowiek modyfikuje cechy psychiczne i fizjologiczne zwierzęcia tak, aby służyły mu przez dostarczanie mięsa, mleka, zapewnianie siły pociągowej, obrony przed zwierzętami dzikimi itp.
Ewolucja gatunków udomawianych następuje pod wpływem ukształtowanego przez człowieka środowiska. Impulsem zmian dziedzicznych DNA jest chów selektywny. Realizuje się go z intencją wzmacniania pożądanych cech. Rozważmy udomowienie wilków – w stanie dzikim największe szanse na przetrwanie dawały ostre kły i błyskawiczny refleks, ale w relacji z Homo sapiens czynnikiem selekcyjnym stało się łagodne usposobienie i zdolność ustanawiania symbiotycznej relacji przywiązania z ludźmi.
Źródłem niezwykle pouczających obserwacji jest eksperyment udomowienia lisa srebrnego zainicjowany przez Dimitrija Bielajewa. Okazało się, że wystarczyło około dwadziestu pokoleń, aby znaczna część populacji wziętej do eksperymentu zaczęła zachowywać się jak psy – ich liczebność w dziesiątym pokoleniu wyniosła 18% populacji, a w dwudziestym – 35%. Egzemplarze najbardziej udomowione zachowywały się jak niedorosłe szczenięta psów, które szczekają, bawią się, liżą lubianych kompanów i zabiegają o uwagę człowieka.
Udomawiane lisy później odczuwały strach przed nieznanym. Osłabło wydzielanie kortykosteroidów i adrenaliny (dało to spowolnienie reakcji neuronalnej – nie była już potrzebna do walki o przetrwanie). Wzrosło za to wydzielanie serotoniny – hormonu szczęścia. Z pokolenia na pokolenie lisy upodabniały się do psów: zmniejszył się dymorfizm płciowy (różnice między płciami) i zmienił kształt czaszki (krótszy pysk). U kilku osobników pojawiły się zwisające uszy, zakręcone ogony, błękitne oczy i wcześniej niewystępujące wzory umaszczenia. Brak selekcji naturalnej, która bezlitośnie redukuje przeżywalność, zdawał się wzbogacać znacznie różnorodność genetyczną.
Najważniejszym pytaniem jest, jak przełożyć te obserwacje na oswojenie oraz udomowienie ludzi w procesie ewolucji kulturowej? Patrz »VII.3.
Kluczowym pytaniem jest to, czy aktualnie ma miejsce genetyczna ewolucja ludzi. Wiele badań zdaje się wskazywać, że tak. Jest to kwestia presji ewolucyjnej, której ludzie w różnych rejonach świata są poddawani niejednakowo.
Wskaźnikiem ewolucji mózgu jest gen Microcephalin (PCPH1), który odpowiada ze regulację wielkości mózgu. Gen ten zwiększył swoją obecność nierównomiernie, tj. nie we wszystkich populacjach jednakowo. Badania statystyczne pokazują, że obecność genu jest najmniejsza w Afryce równikowej i subsaharyjskiej, a największa w Ameryce Łacińskiej2.
Joseph Henrich w swojej książce o wszystko mówiącym podtytule Jak kultura napędza ewolucję człowieka, udomawia nasz gatunek i robi nas inteligentniejszymi, identyfikuje jedną z cech formowanych procesem udomowienia. To zdolność uczenia się wzorców zachowań przez naśladownictwo członków grupy, do której osobnik należy.
Henrich mówi o koewolucji: kultura i materiał genetyczny wspólnie stwarzały mechanizmy ewolucyjne. Kilka fascynujących eksperymentów pokazuje, że nawet trzyletnie dzieci potrafią przekazywać normy innym osobom dookoła i to mimo tego, że nikt im tego nie nakazał (przyrodzony instynkt).
Antropolodzy postulują, że mechanizm koewolucyjny jest wynikiem presji selekcyjnej, która w paleolicie pozwalała uzyskać przewagę tym grupom, które uczyły się od siebie nawzajem sposobów zdobywania pokarmu i innych umiejętności. Jest to tzw. nauczanie społeczne przez naśladownictwo, praktykowane przez wiele rozmaitych typów taksonomicznych zwierząt.
Musimy pamiętać tutaj, że człowiek jest wyjątkowym „zwierzęciem” w tym sensie, że jako jedyny (choć istnieją fascynujące wyjątki!) potrafi dziedziczyć wzorce i procedury przetrwania za pomocą przekazu kulturowego. Zwierzęta osiągają ten sam efekt (selekcję pozytywną lepiej przystosowanych) przede wszystkim za pomocą dziedziczenia (przekazywania genów) cech osobników, które przetrwały.
W przypadku małych społeczności ludzkich (plemię, grupa łowców-zbieraczy) presją selekcyjną jest m.in.:
Efektem procesu wykształcania kooperacji grupowej jest wykształcanie norm psychologicznych i wypracowanie obyczajowych sankcji za naruszanie norm. Ludzie intuicyjnie przyjmują, że świat społeczny, w którym żyją, jest regulowany przez zasady, nawet jeśli tych zasad nie znają. Co więcej, ucząc się norm, akceptujemy je jako własne dla zasady [ich posiadania], a nie dlatego, że uważamy je za słuszne. Inaczej: jesteśmy posłuszni normom i zasadom bezrefleksyjnie, nie mając pewności, czy ich zastosowanie rzeczywiście doprowadzi do oszczędności wysiłku albo zwiększenia szansy na przeżycie. Ta cecha często staje się potworną podatnością.
Wniosek ogólny jest taki, że naturalna selekcja na poziomie genetycznym widzi rozmaitość kultur wykształconych w toku ewolucji kulturowej. Impuls ewolucyjny wyposaża nas dzięki temu w coraz to lepsze zdolności i motywacje poznawcze pozwalające nam podejmować lepsze decyzje.
Ten mechanizm może stać się hipotezą wyjaśniającą fakt wspomniany na początku tego tekstu: środowisko wielorasowe Ameryki Południowej, w którym mieszają się trzy typy ras: białych, czarnych i miejscowych Indian, wytwarza impuls ewolucyjny. Bardziej jednolite środowisko rasowe Afryki subsaharyjskiej – nie. Jak ma się to do praktyk ozdabiania ciała?
Nasze umysły są świetnie przysposobione do tego, by rozróżniać grupy etniczne. Nie radzą sobie jednak z bardziej abstrakcyjnymi klasami czy ideologiami. Henrich wysuwa hipotezę, że adaptacją mechanizmu rozróżniania cech etnicznych i kulturowych są postawy nieprzyjazne wobec osób wyglądających radykalnie inaczej, co określa się rasizmem.
Nauka czytania powoduje powstanie wyspecjalizowanych połączeń w naszym mózgu, które w istotny sposób wpływają na kilka sfer naszej percepcji: pamięć, przetwarzanie wizualne i rozpoznawanie twarzy. Zdolność czytania i pisania zmienia więc naszą fizjologię i konstrukcję psychiczną, ale nie kod DNA. A przynajmniej póki co nie istnieją badania, które by tą kwestię naświetlały, a co dopiero rozstrzygały.
Do celów odczytywania liter i wyrazów wykorzystujemy lewą dolną część potyliczno-skroniową mózgu, połączoną z sąsiadującymi regionami odpowiedzialnymi za rozpoznawanie obiektów, język i mowę. U osób umiejących czytać obszar ten jest wyraźnie większy. Współczesne populacje, niemal w 100% piśmienne, są w związku z tym neuroanatomicznie, więc i psychologicznie, bardzo różne od społeczeństw historycznych.
W trakcie równoległej ewolucji kulturowej i genetycznej zmiany prowadzą w tym samym kierunku. Ale może się tak dziać tylko wtedy, gdy nabycie określonych cech zwiększa dostosowanie, czyli prowadzi do sukcesu ekonomicznego i zwiększa szanse reprodukcyjne (przetrwanie) jednostek działających jako część danej społeczności.
Niestety, na drodze takiej selekcji kulturowo-genetycznej stoi zjawisko znane jako „efekt pułapki miejskiego cmentarza” (ang. urban graveyard trap). Mechanizm tej pułapki ewolucyjnej polega na tym, że populacje historycznych miast
i miasteczek rosły wyłącznie dzięki stałemu przypływowi migrantów ekonomicznych z terenów wiejskich. W niektórych przypadkach zjawisko było tak silne, że 30% mieszkańców urodziło się poza ośrodkiem zamieszkania. Mówiąc obrazowo: aby wzrosnąć o 10%, ośrodek miejski potrzebował co najmniej drugie tyle migrantów.
Badacze tego tematu wskazują też na inny mechanizm hamujący ewolucję kulturową, szczególnie silnie działający w Europie. Chodzi o eliminowanie przystosowania do osiągnięć ewolucji kulturowej w Europie: indywidualizmu (w rozumieniu funkcjonowania poza strukturami klanowymi), anonimowych interakcji społecznych pomiędzy osobami sobie obcymi itp. Zjawisko negatywnej selekcji było skrajnie silne w miejscach najbardziej nasilonej ewolucji kulturowej – w zakonach monastycznych opartych na celibacie. Ponieważ ci, którzy żyli w takich społecznościach, nie mogli mieć legalnych dzieci, przekazywanie z pokolenia na pokolenie zarówno genów, jak i oprogramowania kulturowego było ograniczone lub wyeliminowane. ■
1 Patrz np. wydane w Polsce: JC. Scott, Jak udomowiono człowieka. U początków historii pierwszych państw, PWN, Warszawa 2020 – przyp. red.
2 Co nie zaskakuje w dobie politycznej poprawności i podobnych zjawisk kulturowych, antropolodzy, wliczając w to cytowanego dalej Josepha Henricha, jak ognia unikają kwestii badań fizjologicznych, które mogłyby określić ew. różnice w budowie mózgu osób tej samej rasy/kultury, ale żyjących w różnych środowiskach (kumulowanych zmian fizjologicznych) i różnych ras żyjących w tym samym środowisku ekologicznym i kulturowym. Więcej na s. 148.
3 Ten i inne eksperymenty i konkluzje opisane są szczegółowo w książce Josepha Henricha The Secret of Our Success. How Culture is Driving Human Evolution, Domesticating our Species and Making Us Smarter, r. 11.